playlista

sobota, 18 czerwca 2016

Rozdział 14

Nathaniel 
  Obudziły mnie głośne krzyki. Spojrzałem na zegarek, było po trzeciej w nocy. Nie wiedziałem co się dzieje, po chwili zrozumiałem. To był krzyk Clary.Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do sypialni jej i Jace'a. Kiedy tam dotarłem, wszyscy stali przy drzwiach. Łóżko na którym siedziała, płonęło czarnym ogniem. Wszyscy patrzyli w szoku na to co się dzieje.Uriel próbował jakoś uspokoić Clary ale płomienie mu to uniemożliwiały. Szlochała coraz głośniej. Nawet Jace nic nie dał razy zrobić. Szybko przepchnąłem się przez nich i poszedłem do Clary. Przytuliłem ją. Już kiedyś widziałem ją w takim stanie. Czemu to musi się dziać teraz? Wtuliła się we mnie, lecz płomienie nie ustępowały. 
  -Clary...to był tylko sen, to się nie wydarzy-powiedziałem spokojnie.
  -Ona...Ona...była...tu-wyjąkała przez nieustający szloch.
 Spojrzałem na pozostałych. Bali się, widziałem to w ich oczach. Nie dziwię im się sam za pierwszym razem tak zareagowałem. Objąłem ją jeszcze mocnej, gładząc ja przy tym po plecach i włosach. Po chwili płomienie zaczęły zmieniać barwę na złotą.
  -Nie ma jej tu-wyszeptałem. 
  -Czemu...to...się...znowu...dzieje-cały czas płakała.
  -Uriel zabierz ją do wyroczni-rozkazałem.
  Nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową. Podszedł i wziął Clary na ręce. Otoczyło ich blade światło i zniknęli.
  -Co to było?-spytał zmartwiony Jace.
  -Chodźcie do biblioteki to wam wyjaśnię-oznajmiłem.
  Po chwili siedzieliśmy wszyscy w bibliotece. Byli bardzo zdenerwowani. Jonathan trzymał na rękach Rose a Isabell Lucasa.
  -Może być w końcu powiedział co się stało z moją córką-warknęła Elizabeth.
  -Sam do końca nie wiem co jest tego przyczyną. Już nie raz tak reagowała na sny. Nikt nie sądził że to jeszcze wróci-oznajmiłem.
  -Jak to możliwe że ja nigdy nic nie zauważyłam?-oburzyła się Elizabeth.
  -Clary potrafiła doskonale to ukrywać. Runy w pokoju uniemożliwiające wydostanie się jakiego kol wiek dźwięku, maskujące oraz wiele innych. Kiedyś to było...łagodniejsze-chciałem coś jeszcze powiedzieć ale Jace mi przerwał.
  -Czemu uspokoiła się dopiero przy tobie?-zapytał a ja od razu zrozumiałem że jest zazdrosny. 
  -Zastanawialiście się kiedyś dlaczego ja i Clary już nie jesteśmy parabatai?-spytałem.
  -To co ma z tym wspólnego?-mruknął Magnus.
  -Staliśmy się parabatai nie bez powodu. Anioły uznały że to co się działo z Clary może na nią źle wpłynąć. Próbowały wszystkiego aby jej pomóc ale nic nie pomagało. Clary była zbyt potężna jedynym rozwiązaniem było oddanie komuś połowy jej cierpienia przez więź. Chciałem jej jakoś pomóc więc zgodziłem się przyjąć na siebie choć część tego cierpienia. Jednak nie przewidzieliśmy tego jak to się może skończyć. To co widziałem w snach i koszmarach jest po prostu nie do opisania. Nigdy nie zrozumiem jak ona to wytrzymuje. Ja nie dałem rady dlatego musieliśmy rozerwać naszą więź. A po jakimś czasie to ustąpiło. O ile się nie mylę przez lata nic się nie działo a teraz to wróciło-oznajmiłem.
  Patrzyli na mnie ze współczuciem i smutkiem. Nie mam pojęcia dlaczego.
  -Przecież ona jest aniołem-zaczął Jonathan ale mu przerwałem.
  -Ona nie jest tylko aniołem. Jej dusza znajduje się po obu stronach. Część po tej dobrej i część po tej złej. Ona jest w połowie demonem przez to że jest potomkinią Lucyfera. Powinniście to w końcu zrozumieć-oburzyłem się wstając. Podszedłem do okna.
  -Czemu nam o tym nie powiedziała?-spytał Valentine.
  -Pan byłby w stanie coś takiego wyznać? Czy pan nie widzi jak ona jest zamknięta w sobie? Ona nikomu nawet mi nie mówi i pewnie nigdy nie powie co tak naprawdę widzi. Powinniście się przyzwyczajać-mruknąłem wychodząc z biblioteki.
  Oni chyba nigdy tego nie zrozumieją. 
   

Clary 
  Leżałam na kamiennym stole. W okół mnie ciągle krążyła wyrocznia. Nie mogłam zrozumieć dlaczego to się znowu dzieje. Jeszcze ten strach w ich oczach. Choć nie wiem jak bardzo bym chciała się tego wyrzec, zawsze będę potworem.
  -Co się dzieje?-zapytałam w końcu.
  -Twoje przeznaczenie zawsze było nie jasne i wciąż jest. Ktoś próbuje ci w czymś przeszkodzić-powiedziała.
  -Przeszkodzić? W czym?
  -Tego nie wiem ale to może mieć jakiś związek z Lucyferem. Rada nie może się o tym dowiedzieć. Im mniej wiedzą tym masz większe szanse. Musisz dowiedzieć się wszystkiego co miało związek z Lucyferem. Jeśli go zrozumiesz będziesz w stanie sobie pomóc-rzekła.
  -Co było jego największym dziełem?-nie wiem dlaczego o to zapytałam.
  -Naszyjnik który stworzył dla Katherine. Nie bez powodu twój narzeczony go otrzymał. Lucyfer dał wam swoje błogosławieństwo. Musisz zaufać swojemu ukochanemu tylko tak będziesz mogła być naprawdę szczęśliwa.
  -Dobrze-powiedziałam.
  Wstałam i zaczęłam otwierać sobie portal. 


Jace 
  Siedziałem w sypialni. Czekałem na Clary mimo że nie byłem pewny kiedy wróci. Nagle zaczął tworzyć się portal. Wyszła z niego nie jako człowiek tylko jako anioł. Wiele razy chciałem aby pokazała mi swoją anielską twarz ale ona nigdy nie chciała. A teraz stała przede mną. Miała na sobie długą suknię z rozcięciem.


  Jej włosy były ułożone w dość skomplikowany sposób. Na głowie miała złoty diadem. Jej runy były złote tak samo jak jej piękne skrzydła. Nie patrzyła na mnie. Szybko wstałem i ją przytuliłem. Była zaskoczona ale odwzajemniła mój gest. Po jej policzku spłynęła samotna łza którą szybko starłem.
  -Ja nie chciałam-wyszeptała. Moje serce stanęło na dźwięk jej głosu.
  -Kochanie, wiem-pocałowałem ją delikatnie w czoło.
  -Chcesz znać prawdę?-zapytała.
  -Jeśli nie jesteś gotowa to nie musisz mówić.
  Pogładziłem jej policzek. Usiadłem na fotelu i pociągnąłem ją za rękę tak że siedziała na moich kolanach. Nie przeszkadzały mi jej skrzydła. Byłem szczęśliwy że w końcu postanowiła mi zaufać, naprawdę zaufać. Nie winiłem jej za to co się stało. Przecież to nie jej wina.
  -Czasami budziłam się ze strachem. Zawsze widziałam coś innego. Raz to był wilkołak rozszarpujący kogoś a raz demon. A czasami widziałam rzeczy które wydarzyły się wieki temu-zaczęła a łzy zaczęły spływać po jej twarzy.
  -Skarbie spokojnie. Przedtem mówiłaś że ona tu była kogo miałaś na myśli?-spytałem cały czas tuląc ją do siebie.
  -Chodziło mi o Lilith. Jest wielkim demonem. Dołączyła do Lucyfera tuż po tym jak został strącony do piekła-wyszeptała.
  Kiedy to mówiła nagle oślepiło mnie światło. Zasłoniłem oczy ręką. Kiedy spojrzałem na Clary nie była już w anielskiej postaci. Siedziała na moich kolanach w mojej białej koszulce. Uśmiechnąłem się na ten widok. Coraz częściej wolała spać w moich koszulkach. Chyba zauważyła mój uśmiech bo wtuliła się we mnie jeszcze mocniej.
  -Boisz się mnie?-spytała tak cicho że ledwo ją usłyszałem.
  -Oczywiście że nie-wyszeptałem jej do ucha.
  -Pewnie chciałbyś wiedzieć kim była tamta dziewczyna?-miała rację chciałem się tego dowiedzieć ale jakoś nie było okazji o to zapytać.
  -To że ma na imię Bella to już wiem.
  -Pamiętasz jak kiedyś opowiadałam ci że ja i Nathaniel mieliśmy kiedyś przyjaciółkę?-spytała.
  -Tę co podobno zginęła?
  -Tak-wyszeptała.
  -A myślałem że będziemy mieć spokój-mruknąłem.
  -Niestety przy mnie to niemożliwe. Zawsze będę się pakować w kłopoty-uśmiechnęła się delikatnie.
  Położyłem jedną rękę na jej nodze. Zacząłem ją delikatnie gładzić. Wiedziałem że potrzebuje mojej bliskości. Nie rozumiałem jak ktoś tak wspaniały jak ona może mieć takie ciężkie życie. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Zrobię wszystko aby była bezpieczna. Spojrzałem na nią, spokojnie spała. Podniosłem ją delikatnie i położyłem ja łóżku. Przykryłem ją kołdrą i położyłem się obok niej tak że tuliłem się do jej pleców. Objąłem ją w tali i złączyłem nasze dłonie.



Czytasz komentuj :) 

4 komentarze: