playlista

środa, 23 sierpnia 2017

Epilog

Clary
Minęło kilka tygodni. Przez cały czas Jace nie odstępował mnie na krok. Po wydarzeniach z nieba, w końcu mogłam wrócić na ziemię. Chyba nigdy nie zapomnę widoku min rodziców, kiedy powiedziałam im, że wracam razem z nimi do domu. Teraz w końcu jestem naprawdę szczęśliwa.
Obudziłam się czując lekkie pocałunki na ramieniu. Uchyliłam powieki i od razu zobaczyłam złotą czuprynę mojego męża. Tak męża. Tuż po tym co się wydarzyło, stwierdziliśmy, że nie możemy zbyt długo z tym zwlekać. Może nie był wielki, ale na pewno był wyjątkowy.
- Dzień dobry kochanie - uśmiechnął się szeroko.
Przez ostatni czas, zadbałam o niego. Wrócił do dawnej formy i już nie wygląda jak chodzący trup. 
- Hej - mruknęłam sennie.
Po chwili poczułam jak Jace kładzie się obok mnie. Nadal mieszkamy w instytucie. To jak na razie najlepsze rozwiązanie. Wtulił się w moje plecy, obejmując mnie przy okazji w tali.
- Nie masz zamiaru wstać? - spytał.
- Nie. Alojzy ma dzisiaj wpaść z wizytą. Podobno to coś ważnego. Nie mam ochoty go dzisiaj widzieć - westchnęłam.
Po tej mojej demonicznej przemianie coś się w nim zmieniło. Odwiedza nas niemalże codziennie wraz z coraz to nowszymi informacjami i pomysłami. O ile przez pierwszy tydzień było dobrze, ta teraz jest to trochę nie do zniesienia.
- Alojzy już był. Zostawił nam mały upominek i wyszedł.
Gwałtownie się podniosłam chwytając za telefon. Spojrzałam na telefon. Dochodziła piętnasta. Jakim cudem się nie obudziłam wcześniej.
- Ale jak?
- Pamiętasz co robiłaś w nocy?
Przetarłam twarz ręką starając sobie przypomnieć co ja takiego zrobiłam. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że wczoraj z dziewczynami urządziłyśmy sobie babski wieczór. Zrzuciłam z siebie kołdrę i zobaczyłam mój wczorajszy strój.
- Chciałem to z ciebie zdjąć, ale mi nie pozwoliłaś - uśmiechnął się znacząco, dotykając niebieckiego materiału mojej sukienki.
- Nigdy więcej wina od Alojzego - mruknęłam, powoli się kładąc.
Jako anioł mam mocną głowę, ale to już lekka przesada, żeby nie pamiętać co robiłam w nocy.
- Bardzo źle było? - spytałam po chwili ciszy.
- Nie...
- Co zrobiłyśmy?
- Jesteś aniołem i nie wiesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jakoś teraz nie mam do tego głowy.
- Nic naprawdę. Postanowiłyście tylko przemalować salę treningową na różowo.
- Co?
- Ale że wszystko?!
Zaśmiał się tylko i pocałował mnie w skroń. Nigdy więcej z nimi nie piję. Cholera my mamy coraz więcej powodów do świętowania. Następnym razem zrobię, aby wino było bezalkoholowe. To aż straszne jakie pomysły nam przychodzą do głowy jak jesteśmy z dziewczynami same.





Mimo wszelkich przeszkód, prawdziwa miłość przezwycięży każdą przeszkodę.








Tak więc to koniec. Nie można wszystkiego ciągnąć w nieskończoność.
Sama już nie mam siły do dalszego pisania tej historii.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze. 


środa, 9 sierpnia 2017

Rozdział 5

Clary
Byłam prze szczęśliwa. Nie wiele z tego wszystkiego rozumiałam, ale nie specjalnie się tym przejmowałam. Jedyne o czym myślałam to to aby znaleźć Lucyfera. Muszę w końcu z nim pogadać. W sumie to trochę dziwne, że jeszcze go nie widziałam. No i gdzie jest Katherine? I Uriel?
Dopiero po chwili zaczęły docierać to mnie fakty. Jak najszybciej skierowałam się w stronę wejścia do podziemi. Nie wiem co im zrobię, jeśli naprawdę ich uwięzili. 
- Stać! - usłyszałam głos anielskich strażników.
Stanęłam i po chwili zostałam otoczona przez uzbrojonych aniołów. Czyli jednak się nie myliłam. Jak ja mogłam wcześniej się nie domyślić? Tak bardzo chciałam się stąd wydostać, że kompletnie o nich zapomniałam. Poczułam jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Cały mój wysiłek poszedł na marne! Nie po to tak wiele ryzykowałam, aby ich uratować żeby teraz pozwolić ich więzić! 
Nagle poczułam dziwną lekkość i niepokój. Niewiele myśląc uwolniłam swój ogień, który był krwisto czarny. Nienawiść do nich i do samej siebie, nie pozwalała mi normalnie myśleć.
- Zapłacicie mi za to! - krzyknęłam, tworząc sobie miecz.
Był cały czarny, gdzieniegdzie widniały krwisto - czerwone runy. Zanim się obejrzałam, pierwszy anioł leżał u moich stóp. W kilka chwil pokonałam strażników. Ich martwe ciała leżały prze mną. Krew powoli z nich wypływała. Nie wiem dlaczego, ale podobał mi się ten widok.
Odebrali mi rodzinę, dlatego teraz ja odbiorę im życia.


Jace
Czułem dziwny niepokój przechodząc przez bramy nieba. Wszystko okazało się prostsze niż myśleliśmy. Zamarłem widząc anielski świat zmieniony w ruinę. Z daleka było widać leżące ciała aniołów.
- Jak dobrze, że jesteście! - usłyszałem krzyk anioła, który nas odwiedził.
Odwróciłem się i zobaczyłem go całego poranionego. Z jego twarzy spływała stróżka krwi.W dłoni, która nie była poraniona, trzymał długi srebrny miecz.
- Co się stało? - spytał spanikowany Nathaniel.
- Clary wymknęła się spod kontroli .
- Jak to? 
- Zorientowała się, że uwięzili Lucyfera, Katherine i Uriela. No i tak jakby zmieniła się w demona.
Moja Clary. Nie słuchając go dalej, pobiegłem w kierunku jednego z budynków. Ona tam musi być! Czuję to! Mijałem ciała aniołów, aż w końcu dotarłem do ogromnej sali. 
Clary wyglądała inaczej. Jej włosy były kompletnie białe, oczy kompletnie czarne, tak samo jak jej skrzydła. Miała na sobie długą krwisto czerwoną suknię. Na czarnym mieczu oraz ciele znajdowały się czerwone runy.
Walczyła z Michałem.
- Clary! - krzyknąłem, zwracając ich uwagę.
Michał spojrzał na mnie z ulgą. Widać było, że jest wykończony. Białowłosa jednak wydawała się mnie nie rozpoznawać. Zanim się obejrzałem rzuciła się na mnie. Uderzyłem plecami o ścianę. 
Nie poznała mnie.
- Kochanie, to ja Jace - szepnąłem.
Cholera! Co teraz? 
Kolejny raz próbowała mnie zaatakować. Sprawnie uniknąłem ciosu i wytrąciłem jej miecz z ręki. Złapałem za jej nadgarstki, przez co oboje upadliśmy. Szarpała się, próbując uwolnić.
- Kochanie...
Usiadłem lekko na jej udał, żeby mocniej ją przytrzymać i wpiłem się w jej usta. Przez pewien czas próbowała się uwolnić, ale potem poczułem jak jej mięśnie się rozluźniają.Odsunąłem się od niej i usiadłem na ziemi. Przyciągnąłem ją do siebie, przez co siedziała na moich udach.
- Jace - szepnęła tak cicho, że ledwo usłyszałem.
- Ci... Jestem tu.
Przytuliłem ją do siebie i zacząłem głaskać jej plecy i skrzydła. Po chwili poczułem jak jej drobne dłonie znajdują się na moim karku. Odetchnąłem z ulgą widząc jak jej włosy, powoli wracają do normalnego koloru. Jej skrzydła także powoli stawały się złote.
- Przepraszam...
- Kochanie to nie twoja wina... Już dobrze. Już nic ci nie grozi.
To zdecydowanie najlepszy dzień w moim życiu. Dopiero po chwili dotarło do mnie w jakiej sytuacji się znajdujemy. Odsunąłem się od niej lekko.
- Mogę cię dotknąć - oznajmiłem radośnie.
Niepewnie spojrzała na swoje dłonie i dotknęła mojego policzka. Nie chcąc dłużej zwlekać, pocałowałem ją.
Tak to zdecydowanie najlepszy jak do tej pory dzień w moim życiu. 
Kiedy się od siebie oderwaliśmy pomogłem jej wstać. Spojrzała na Michała, który cały czas nam się przyglądał. Bez zbędnych słów, podeszła do niego i wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Żeby mi to było po raz ostatni! - warknęła.
Z uśmiechem przypatrywałem się tej scenie. Czegoś takiego nie można było się spodziewać. Podeszła do mnie, ufnie się we mnie wtulając. 
- No to co? Idziemy uwolnić Uriela? - spytałem.
- Jego może nie... Należy mu się jakaś kara za tak długie oszukiwanie mnie.
- Myślałem, że ci przeszło.
- Jednak nie... - zachichotała.
Objąłem ją i pozwoliłem się prowadzić w stronę podziemi. Teraz tylko muszę wybrać się po garnitur.
- Gdzie pozostali? - spytała.
- Na zewnątrz, jakoś nie mieli ochoty wejść - mruknąłem.
Poczułem jeszcze delikatny buziak w policzek zanim zeszliśmy po schodach.