playlista

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 11

Jonathan 
   Siedzieliśmy w milczeniu przy śniadaniu.Od wizyty w anielskim świecie minęło pięć dni.Do tej pory Clary nie może się uspokoić.Cały czas chodzi zdenerwowana, zaczynamy się o nią poważnie martwić.Wszystko zaczyna się komplikować.Na dodatek Clary została wezwana do Idisu, nie wiadomo nawet z jakiego powodu.
   -Niech ktoś coś powie bo ta cisza zaczyna mnie dobijać-mruknął Nathaniel.
   -O czym chcesz rozmawiać? Ja nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę-warknął wściekle Jace.
   -Przestańcie to nie pora na kłótnie.Trzeba coś zrobić żeby anioły zmieniły zdanie-oznajmiła Celine.
   -Wyraziły się jasno-prychnął Jace.
   -Na pewno da się coś z tym zrobić-wtrącił się Alec.
   -Nie ma się czym martwić-rzekł z uśmiechem Nathaniel.
   -Czy ty się słyszysz?-oburzyła się moja żona.
   -Oni działają pod jakimś chorym impulsem tak jak w sprawie Lucyfera.Zmienią zdanie i pozwolą na ten ślub prędzej czy później.Głównie z obawy że Clary może się zbuntować, stać się upadłą i ich wszystkich wymordować.Oczywiście to tylko mały szczegół który zawsze omijają-oznajmił ze skwaszoną miną Nathaniel.
  -Tak z ciekawości co by się stało gdyby jednak stała się upadłą?-spytał mój ojciec.
   Mina Nathaniela od razu się zmieniła.Wyglądał jakby w ogóle to pytanie go nie zdziwiło.
  -Szczerze? Nie wiem i nie chcę wiedzieć-odpowiedział.
  -Czyli nie ma się o co martwić?-spytała Elizabeth.
  -Zawsze jest się czym martwić-wtrącił się Magnus.
  Nie miałem ochoty już ich słuchać, wstałem i poszedłem do sypialni.Położyłem się na łóżku.Po kilku minutach do pokoju weszła moja żona.
  -Co powiesz na spacer?-spytała.
  -Z tobą zawsze.
  Wyszliśmy z instytutu i skierowaliśmy się do parku.Mijaliśmy jedną z uliczek kiedy usłyszeliśmy krzyk.Od razu poszliśmy w tamtym kierunku.Zobaczyliśmy leżącą na ziemi dziewczynę.Miała na sobie czarny poszarpany płaszcz.Widać było że jest Nocnym Łowcą.Pobiegliśmy do niej.Na szczęście żyła i była przytomna.
  -Kim jesteś?-spytałem.
  -Narywam się Bella Branwell-wybełkotała ledwo.
  -Zabierzemy cię do instytutu-oznajmiła moja żona.
  Pomogliśmy dziewczynie wstać i ruszyliśmy w kierunku instytutu.


Clary 
   Szłam w kierunku Sali Anioła.Ciągle byłam zdenerwowana a także miałam jakieś dziwne wrażenie że coś się wydarzy.Nie byłam jednak pewna co.Nie mówiłam tego reszcie ale od kąt wróciliśmy mam wrażenie jakby ktoś odbierał mi moc.Czytałam o jakiejś anielskiej więzi dzięki której można pozbawiać anioła części mocy ale myślałam że to może mi się przytrafić.Chociaż po tym jak straciłam panowanie nad sobą to się nie dziwię.Dotarłam w końcu do Sali Anioła.
  -Cześć Hodge.
  -Witaj Clary co ty tu robisz?-spytał zaskoczony moim widokiem.
  -Dostałam ognistą wiadomość.Miałam się zjawić więc jestem-odpowiedziałem.
  -Wiedziałbym gdyby cię ktoś wezwał.To musi być jakieś nieporozumienie-kiedy to usłyszałam od razu wiedziałam że to jakaś pułapka.
  Bez żadnej odpowiedzi wybiegłam z sali.Miałam bardzo złe przeczucia.Postanowiłam pobiec skrótami aby jak najszybciej wrócić.Jednak nie było mi to dane.Poczułam jak ktoś mnie szarpie.Uderzyłam o ścianę w jakimś zaułku.Spojrzałam na chłopaka który mnie trzymał.To był...Rayan?Trzymał mój nadgarstek tak abym nie uciekła.Jego dotyk mnie palił.
  -Czego chcesz?-syknęła.
  Nic mi nie odpowiedział, zaczął gładzić mój policzek.Syknęłam z bólu mimo wszystko.Zdałam sobie sprawę że jego dotyk działa na mnie podobnie jak przeklęty metal.Ucieszył mnie fakt że przeklęty metal nie może mnie zabić.
  -Czego ode mnie chcesz?-ponowiłam swoje pytanie.
  -Czy to aby nie oczywiste? Chcę ciebie-wyszeptał tuż przy moim uchu.
  Miałam ochotę go zabić.Wyrwałam się z jego uścisku i zadałam mu mocny cios w brzuch.Teraz liczyła się dla mnie każda sekunda.Nie patrząc na nic szybko otworzyłam portal.


 Nathaniel 
   Siedzieliśmy wszyscy w bibliotece.Gdy nagle drzwi gwałtownie się otworzyły.Weszli przez nie Isabell, Jonathan i jakaś dziewczyna.Miałem wrażenie że skądś ją znam.Nagle mnie olśniło to była Bella.Napotkałem jej spojrzenie.Zaczęła szeptać jakieś słowa.Nim zdążyłem jak kol wiek zareagować z podłogi wyłoniły się łańcuchy i nas wszystkich unieruchomiły.
   -Daliście się podejść jak dzieci-prychnęła z uśmiechem podchodząc w naszym kierunku.
   -Bella.Nie sądziłem że ktoś taki jak ty może mieć takie szczęście-warknąłem.
   -Też tęskniłam-mruknęła niezadowolona.
   -Ktoś mi wyjaśni co się tu dzieje?-zapytał zdenerwowany Jonathan.
   -Nie sądzę.A ty jak sądzisz Nathanielku-na jej słowa zrobiło mi się niedobrze.
   -Czego chcesz?-syknąłem.
   -Chcę wielu rzeczy takich jak zemsta czy kielich anioła-powiedziała z przesadzoną słodyczą w głosie.
   -Jak przeżyłaś?-spytałem.
   -A ty jak przeżyłeś? Dzięki Jocelyn.Uwolniła mnie-oznajmiła.
   -Czego od nas chcesz?-spytał Stephen.
   -Chcę się zabawić-kiedy to mówiła za nią zaczął tworzyć się portal.
   Miałem ogromną nadzieję że to Clary.Tylko ona może zrobić coś z tą wariatką.Niestety się pomyliłem.Z portalu wypełzły demony.Jeden z nich trzymał bicz.Od razu wiedziałem że to się źle skończy.Bella chwyciła bicz i podeszła do Jace'a.
   -Jestem ciekawa czy jak oszpecę ci tę piękną buźkę to czy nadal będzie cie chciała-oznajmiła trzymając jego podbródek.
   Odsunęła się od niego i zamachnęła się.Po chwili usłyszeliśmy krzyk Jace'a.Próbowaliśmy się uwolnić ale łańcuchy nam to uniemożliwiały.Spojrzałem na niego z jego twarzy ciekła strumieniami szkarłatna krew.Bella tylko stała i się uśmiechała.Następnie podeszła d Isabell.
   -Zostaw ją nie widzisz że jest w ciąży-krzyczał Jonathan.Widziałem w jego oczach łzy.
   -Co z tego że jest w ciąży? Dwa bachory mniej-rzekła po czym się zamachnęła.
   -Nie-krzyczeliśmy ale to nic nie dało.
  Isabell zaczęła krzyczeć i płakać.Jej łańcuchy się trochę poluzowały i upadła na ziemię.Jej bluzka zaczęła przybierać kolor krwi.Nasze starania uwalniania się nic nie dały.
    -Brać ich-rozkazała.
  Po chwili demony rzuciły się na nas.Nie mieliśmy żadnych szans.Bez broni, bez jakiej kol wiek możliwości ruszenia się.Ból był nie do zniesienia.Demony pluły na nas i drapały pazurami.Czułem jak po moim ciele spływa krew.Bałem się że to już koniec.Nie chciałem tak umrzeć, nie w taki sposób.Próbowałem się szarpać ale to nic nie dało.Moje oczy zaczynały się zamykać.Spojrzałem na pozostałych.Jace i Isabell byli w najgorszym stanie.Wszyscy mieliśmy poszarpane ubrania.Byliśmy zalani własną krwią.Demony nie przestawały atakować.
  -Szkoda że Clary nie zobaczy jak umieracie-zrobiła smutną minę.
  -Nie licz na to-usłyszałem głos ale nie wiedziałem do kogo należy.
  Nagle poczułem dziwną falę energii i krzyk.Łańcuchy rozpadły się pod wpływem tej siły.Upadliśmy bezwładnie na podłogę.Jedyne co zobaczyłem to jak jakimś dziwnym sposobem demony rozpadają się a Bella wybada przez ogromne okna, rozbijając je przy tym.Ból się nasilał.Mimo iż nie chciałem moje oczy się zamknęły.
   


Strasznie mało komentujecie :(
Jak myślicie co się stanie?
 Czy przeżyją?
Co się stanie z dziećmi Isabell i Jonathana?
Czytasz zostaw po sobie ślad.
  

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 10

Isabell 
   Od samego rana w instytucie panował chaos.Wszyscy byli zdenerwowani i nie mogli znaleźć sobie miejsca.Szłam właśnie do pokoju Clary, miała mi pomóc z suknią.Właściwie to miała mi dać suknię ponieważ stwierdziła że tak będzie lepiej.Moim zdanie stwierdziła że żadna rzecz w mojej szafy się nie nadaje.Wolałabym ubrać coś krótszego ale niestety nie mogę.
  Weszłam do jej pokoju bez pukania.Zastałam tam Celine i Elizabeth.Clary chodziła po pokoju w szlafroku w poszukiwaniu czegoś.Spojrzałam na nie kolejno.Celine miała na sobie długą żółtą suknię ze zdobieniami.Elizabeth miała taką samą suknie tylko niebieską.

   
  Spojrzały na mnie i się uśmiechnęły.Podeszłam do nich i dokładniej obejrzałam ich suknie.Były naprawdę ładne.Nie wiedziałam czego ja mogę się spodziewać.
  -Masz coś dla mnie?-spytałam kiedy przystanęła.
  -Tak.Choć za parawan-oznajmiła sfrustrowana.
  Kompletnie nie rozumiałam o co jej chodzi.Była bardziej zdenerwowana niż zwykle.Weszłam za parawan.Po chwili przede mną stanęła z piękną suknią w odcieniu morskiej wody.Góra sukni była delikatnie zdobiona.Miała jedno ramiączko.


  Clary pomogła mi ją założyć.Kiedy już byłam ubrana, Clary zaczęła robić mi fryzurę i makijaż.Celine i Elizabeth nie było już w pokoju.
  -Poradzę sobie sama.Możesz się szykować-powiedziałam.
  Już miała coś powiedzieć ale przerwało jej pukanie do drzwi.Po chwili do pokoju wszedł Jace.Miał na sobie garnitur a w reku trzymał krawat.
  -Nie założę tego cholerstwa-oznajmił.
  -Co złego jest w krawacie?-spytała jego narzeczona podchodząc do niego.
  -Wszystko-prychnął.Clary tylko przewróciła oczami i wyszeptała mu coś do ucha.
  -To jest szantaż-oburzył się.
   Nic mu nie odpowiedziała.Wzięła krawat i sprawnie zawiązała mu go.Poprawiła mu marynarkę i dała szybkiego całusa.Jace z niezadowoloną miną wyszedł.
  -Co ty mu powiedziałaś? Jego nigdy nie można było namówić na założenie krawatu.Nawet szantaż nie działał-zaśmiałam się.
  -Powiedziałam mu że jak nie założy tego krawatu to nie będę z nim sypiać-obie parsknęłyśmy śmiechem.
  -Nie sądziłam że coś takiego może zadziałać.A twoja sukienka?-spytałam.
  -Zaraz ją założę-powiedziała idąc za parawan.
  Po chwili wyszła a mi szczeka opadła.Miała na sobie delikatnie złotą niemalże białą suknie z wycięciem.Góra sukni była niesamowita, miała złoty pas.Wyglądała fantastycznie.



  -Jace padnie jak cie zobaczy-wyszeptałam.
  -Jonathan tak samo.
  -Teraz tylko się umaluj i zrób fryzurę-powiedziałam z uśmiechem.
  -Isabell kiedy już tam będziemy uważaj na siebie-zdziwiły mnie jej słowa.
  -Czemu?-spytałam.
  -Po prostu uważaj.Tamten świat bardzo różni się od tego.Wolałabym aby żaden anioł się w tobie nie zakochał-mruknęła.
   Po chwili byłyśmy gotowe.Wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się do biblioteki.Wszyscy tam na nas czekali.Podeszłam do Jonathana.Objął mnie w tali i przytulił.Cały czas się uśmiechał.W końcu położył rękę na moim brzuchu i zaczął go delikatnie masować.
   -Pięknie wyglądasz-wymruczał mi do ucha.
   -Chodźcie.Miejmy to już za sobą-prychnęła Clary i zaczęła otwierać portal.
  Wszyscy zaczęliśmy wchodzić do portalu.Złapałam mojego męża za rękę i weszliśmy.To co zobaczyliśmy olśniło mnie.Wyszliśmy przez piękna złotą bramę.Staliśmy na dziwnej skale i wpatrywaliśmy się w krajobraz.Wyglądało to tak jakbyśmy byli w chmurach.Widziałam w oddali ogromny wodospad ze złotą wodą.Wszędzie latały białe motyle, świetliki oraz dziwne iskierki.Podeszłam bliżej, dopiero teraz spostrzegłam piękne schody prowadzące na dół.To był po prostu raj.Dostrzegłam ogrody oraz inne bramy na których znajdowały się jakieś napisy oraz ogromny pałac.Spojrzałam na pozostałych byli tak samo olśnieni jak ja.
  -Dziwne, zero powitania-mruknął Nathaniel.
  Jak na zawołanie po chwili zobaczyliśmy anioła.Miał ogromne białe skrzydła.Wylądował tuż przy nas i się ukłonił.
  -Nazywam się Aajoel.Czekaliśmy na was-powiedział donośnym głosem.
  Zamurowało nas.Nie wiedzieliśmy jak się zachować.Zaczęliśmy z chodzić po schodach.Zaczynałam dostrzegać coraz więcej szczegółów tego pięknego krajobrazu.Wszystko było wykonane perfekcyjnie.Było po prostu idealnie.Nie rozumiałam jak Clary może nie lubić tego miejsca.Idąc kamienna ścieżką upajałam się widokiem tego miejsca.Oczywiście po drodze do pałacu spotkaliśmy wiele aniołów.Każdy zachowywał się tak samo, mianowicie każdy kłaniał się przed Clary.Widać było że nie podoba jej się to.
  -Dlaczego oni wszyscy się kłaniają przed moja córką?-spytał w końcu mój teść.
  -Ależ to oczywiste.Clarissa jest wyjątkowa.Mamy tutaj swoje zasady.Szacunek względem nas samych jest naszym obowiązkiem.Clarissa ponad to jest najsilniejszą z nas, jej najbardziej z nas wszystkich należy się uznanie i poszanowanie-oznajmił, a mnie przeszły ciarki.
  Nikt już o nic nie pytał.Stanęliśmy przed ogromna bramą.Gdy weszliśmy do środka spotkało nas kolejne zaskoczenie.Wszędzie ustawione były rzeźby aniołów w tym oczywiście rzeźba Clary.Weszliśmy do ogromnej sali.Zobaczyliśmy ogromny pół okrągły stół przy którym siedzieli aniołowie oraz jeden długi na przeciwko nich.Ich twarz nie wyrażała żadnej emocji.Żadnego smutku czy radości.Zdziwiło mnie to.
  -Wiedziałam że coś tu nie gra-prychnęła gniewnie Clary.
  -Usiądźcie-rozkazał jeden z aniołów.
  Zrobiliśmy tak jak rozkazał.


Clary 
   Kiedy tak siedzieliśmy cały czas patrzyłam na anielska radę.Miałam złe przeczucia i jak widzę się nie myliłam.Byłam bardzo ciekawa co mają mi do powiedzenia.
  -A więc po co nas tutaj zaprosiliście?-spytałam donośnym, pełnym powagi głosem.
  -Chcielibyśmy przedyskutować kilka ważnych spraw-oderwał się Michał.
  -Michale proszę przejdź do rzeczy-powiedziałam.
  -Jak wiesz Clarisso są pewne prawa których masz obowiązek przestrzegać.Przez wyjawienie niektórych dość istotnych wiadomości jesteśmy zmuszeni żądać przysięgi-kiedy to powiedział byłam w szoku.
  -Mają składać przysięgę? Odbiło wam?-spytałam wstając.
  -Clarisso po co te nerwy.Gdybyś przestrzegała praw, ta sytuacja nie miała by miejsca-oznajmił Gabriel.
  Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.Mimo że Gabriel i Michał wiele razy mi pomagali to i tak zawsze byli przeciwko mnie.Zawsze obchodziło ich tylko przestrzeganie prawa.
  -Nie tylko po to nas tu wezwaliście-zauważył Nathaniel.
  Spojrzałam na wszystkich, byli wyraźnie poruszeni i trochę przestraszeni.Nie dziwiłam im się co jak co ale anioły nie potrafią się zachować.Cieszę się że postanowili się nie wtrącać.Nagle drzwi się otworzyły i przez nie wszedł Uriel.To jedyny anioł który mnie rozumie i zawsze staje w mojej obronie.Ucieszyłam się na jego widok.
   -Witajcie.Michale czy mogę ich już zabrać?-spytał z uśmiechem.
   -Ależ oczywiście.Dopilnuj aby każdy z nich złożył przysięgę.Chcemy mieć całkowitą pewność że żadna tajemnica nie wyjdzie na jaw-oznajmił Michał.
    Wszyscy wstali i posłusznie poszli na Urielem.Zdążyłam tylko złapać Jace'a za rękę i dodać mu tym gestem otuchy.
   -Skoro już jesteśmy sami możemy porozmawiać o twoim ślubie-powiedział Gabriel.
   -Nie rozumiem tylko po co?
   -Nie dostaniesz naszego błogosławieństwa-oznajmił poważnym tonem Michał.Zdziwiłam się że żaden inny anioł nic nie mówił.
   -Niby dlaczego?-spytałam.
   -Clarisso, to nie jest odpowiedzi mężczyzna dla ciebie.Nie chcemy aby ktoś taki jak on był po śmierci aniołem.Nie zasługuje na taki tytuł-rzekł Gabriel.
   -To raczej wy nie zasługujecie na ten tytuł.Nie obchodzi mnie wasze zdanie.Wyjdę za niego czy wam się to podoba czy nie-byłam wściekła.Nawet nie zauważyłam kiedy moje ręce zaczęły płonąć czarnym ogniem.
   -Nie jest godzien tego życia.Masz to skończyć zanim będzie za późno.
   -Nie zmusicie mnie.Michale przecież sam mówiłeś że mnie kocha dlaczego miałabym to kończyć?-nie mogłam opanować gniewu.Nie rozumiałam dlaczego to robią.
   -Miłość śmiertelników szybko przemija.Chcemy dla ciebie jak najlepiej-rzekł Michał.
   -Dla Lucyfera też chcieliście jak najlepiej a wiadomo jak to się skończyło.Nie będziecie więcej mówić mi co mam robić.Mam was serdecznie dosyć.Was i tych pieprzonych zasad.Nie pozwolę abyście marnowali mi życie-nie wytrzymałam i walnęłam w stół pięścią.Po chwili stół zaczął płonąć czarnym ogniem ale stopniowo jego barwa się zmieniała w złotą.
   Widziałam na ich twarzach zdziwienie i strach.Pewnie obawiali się że przez to co robię stanę się upadłą.Wiedziałam że tak się nie stanie ale oni nie mieli takiej pewności.Skierowałam się do drzwi i wyszłam.Spostrzegłam że Uriel z pozostałymi wracają.Podeszłam do nich i od razu przytuliłam Jace'a.Był trochę zdziwiony ale odwzajemnił mój gest.
    -Coś się stało?-spytał z troską Uriel.
    -Oprócz tego że próbują zniszczyć mi życie to nic.Chce już wracać-powiedziałam i zaczęłam otwierać portal.
   Byłam zdruzgotana nie rozumiałam jak oni mogą mi to robić.Moje myśli ciągle krążyły wokół ich słów.Obawiałam się że w końcu posuną się za daleko.Pocieszała mnie jednak myśl że jest jeszcze Uriel.Jedyny anioł który mnie nigdy nie zostawi i zawsze będzie w stanie mi pomóc oraz przeciwstawić się radzie. 


Pewnie nikt się tego nie spodziewał ;)
Jestem ciekawa co o tym sądzicie.
Czytasz komentuj :)  

wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 9

Clary 
  Siedziałam razem ze wszystkimi przy kominku i otwierałam prezenty.Otworzyłam wszystkie, oprócz jednego, mianowicie prezentu od mojego narzeczonego.Zostawiłam najlepsze na koniec.Blondyn powoli podał mi całkiem spore czerwone pudełeczko.Otworzyłam je i oniemiałam.To co tam zobaczyłam zszokowało mnie, był tam naszyjnik ze złotymi diamentami.To nie była zwykła rzecz.Wiedziałam że to nie wróży nic dobrego, no bo przecież ten naszyjnik został zniszczony.Nie do końca wiedziałam jak to się stało i jakim cudem to się tu znalazło?
  -Nie podoba ci się?-spytał wyraźnie zawiedziony.
  Popatrzyłam na wszystkich i zobaczyłam zdziwienie na ich twarzach.W sumie nie dziwiłam się im, musiałam wyglądać naprawdę dziwnie.
  -Podoba mi się tylko nie rozumiem skąd ty go masz-powiedziałam próbując załagodzić sprawę.
  -Kupiłem go-wyjaśnił.
  -Clary, coś nie tak prawda?-spytał Nathaniel.
  -Nie wiem.Po prostu nie rozumiem jak naszyjnik z anielskimi diamentami się tu znalazł.Został zniszczony kilkaset lat temu-na moje słowa zamurowało ich.
  -O czym ty mówisz?-spytała Isabell.
  -Widziałam ju taki naszyjnik w jednej z anielskich ksiąg.Nie bez powodu te diamenty są złote.Nie zdziwiło was to ani trochę?-mruknęłam zdenerwowana.
  -Co w tym jest niby takiego niezwykłego? Przecież to zwykły naszyjnik z diamentami-wtrącił się Magnus.
  -Magnus spokojnie Clary zaraz nam wszystko wyjaśni-oznajmił mój ojciec.
  -Może zacznijmy od początku.Kiedy byłam mała miałam swojego anioła stróża, uczył mnie anielskiej historii.Ten naszyjnik jest bardziej wyjątkowy niż wam się wydaje.Został stworzony przez samego Lucyfera, oczywiście kiedy był jeszcze aniołem.Każdy diament ma swoje drugie dno oraz ukrytą tajemnicę, sądzą tak szczególnie ci którzy znali Lucyfera przed jego...przeminą.Diamenty nie bez powodu są złote jednak nikt tak naprawdę nie wie jak to możliwe.Lucyfer stworzył ten naszyjnik dla swojej ukochanej, wręczył jej go tuż przed śmiercią.Tyle tak naprawdę wiadomo.Niektóre anioły twierdzą że te diamenty mają w sobie ostatnie anielskie krople krwi Lucyfera inni natomiast że to krople krwi jego ukochanej.Anielska rada nie chciała aby naszyjnik istniał dlatego kazała go zniszczyć jednak jak widać im się to nie udało-powiedziałam i dostrzegłam na ich twarzach szok.
  -Jakim cudem...dlaczego ten naszyjnik pojawił się akurat wtedy kiedy szukałem dla ciebie prezentu?-spytał Jace.Widziałam że zdenerwowała go trochę tak dziwna sytuacja.
  -A może to ma jakiś sens?-wyszeptał Jonathan.
  -Co masz na myśli?-spytaliśmy wszyscy.
  -No...popatrzcie na to z innej strony.Naszyjnik jest anielski...został stworzony przez Lucyfera...stworzył go z powodu prawdziwej miłości.Może on z nim coś zrobił tak aby po zniszczeniu nadal mógł istnieć-spojrzałam na niego zszokowana.
  -Jesteś genialny-oznajmiłam przytulając go.
  -Nadal nie wiem o co wam chodzi-wybełkotał Alec.
  -Braciszku jakiś ty tępy.Clary i Jace kochają się prawdziwą miłością.A jak być nie zapomniał to Clary jest potomkinią Lucyfer.Więc sprawa jest oczywista.Pewnie nie chciał aby naszyjnik jego ukochanej przepadła dlatego sprawił tak aby jego potomkini go otrzymała-patrzyliśmy na nią w jeszcze większym szoku.
  -Jakiś anioł was obdarował mądrością na te urodziny-zaśmiał się Nathaniel.
  -Nie musiał wcale zrobić tego anioł-wyszeptałam cicho aby mnie nie usłyszeli.
  Dotknęłam delikatnie największego diamentu na naszyjniku.Nagle oślepiło mnie jasne światło i upuściłam pudełeczko.Nie wiedziałam co się dzieje.Naszyjnik nie upadł tylko unosił się.Otaczały go jasne smugi światła i ognia.Spojrzałam na pozostały nie wiedzieli tak samo jak ja co się dzieje.
  -To się robi trochę dziwne-zauważyła mama Jace'a.
  -Pojawia się jakiś napis-zauważyła moja mama.Miała rację, na największym diamencie tworzył się napis.
  -Opus vitae*-wyszeptałam.
  -O co w tym może chodzić?-spytał Stephen.
  -Nie wiem.Może jutro się czegoś dowiemy-oznajmiłam widząc jak naszyjnik opada.W ostatniej chwili udało mi się go złapać.


Ryan 
   Spacerowałem po lecie zastanawiając się jak zdobyć panią mojego serca.Mówię oczywiście o ognistowłosym aniele o najcudowniejszym imieniu na świecie.Zrobiłbym wszystko aby ją zdobyć.
  -Może być twoja-usłyszałem za sobą nieznajomy głos.Nie wiedziałem kto to jest ponieważ tajemnicza nieznajoma miała na sobie długa czarną pelerynę z kapturem.
  -Kim jesteś?-warknąłem.
  -Kimś kto chce ci pomóc.
  -Niby w czym?-spytałem.
  -Widzę jak do niej wzdychasz.Mogę pomóc ci ją zdobyć.Będzie tylko twoja i żaden ci jej nie odbierze-oznajmiła.
  -Dlaczego mam ci wierzyć?
  -A dlaczego nie? Widzę jak ci zależy na niej.A ona co? Woli tego blondasa od ciebie-powiedziała podchodząc do mnie.
  -Niby co miałbym zrobić?-nie wiedziałem czy dobrze robię mówiąc to.
  -Musisz tylko to wypić-wyciągnęła niewielką buteleczkę z ciemną cieczą.
  -Co to jest?
  -Coś co ci pomoże-wyszeptała.
  Niepewnie wyciągnąłem dłoń w kierunku buteleczki.Wypiłem całą zawartość i upadłem.Czułem się dziwnie miałem wrażenie że tracę wszystkie siły.Patrzyła na mnie z triumfalnym uśmieszkiem.Dopiero wtedy dostrzegłem jasne pasma jej włosów jednak jej twarzy nadal nie widziałem.Po chwili poczułem jak ogarnia mnie ciemność. 


Clary 
   Dziwnie się czułam.jace mnie gdzieś prowadził.Nic nie widziałam bo zasłonił mi oczy.Nie wiedziałam dokąd idziemy.W końcu jednak dotarliśmy, gdzieś nie wiem gdzie.
  -Nie otwieraj oczu do puki ci nie powiem-wyszeptał tuż przy moim uchu.
  -Przecież zasłoniłeś mi oczy-prychnęła.
  Po chwili podszedł do mnie i przytulił.Odsłonił mi oczy.Spojrzałam na miejsce gdzie byliśmy.To była wielka sypialnia małżeńska.Na środku stało wielkie małżeńskie łoże.Znajdowała się tu toaletka, biurko, szafki i fotele.Na podłodze leżał puchaty biały dywan.Jednak co mnie zaskoczyło to sufit.Znajdowała się na nim gwiazda, stworzona z kawałków szkła.Pomieszczenie było urządzone w czterech kolorach: czarnym, złotym,białym i zielonym.Od razu zorientowałam się dlaczego w takich a nie innych odcieniach.
  -Wiem że nie jesteśmy jeszcze małżeństwem ale pomyślałem że skoro i tak już śpimy w jednym pokoju a mamy oddzielne tylko ze względu na rzeczy to stwierdziłem że czas pora zmienić-powiedział z uśmiechem.
  -Chyba polubię swoje urodziny-oznajmiła i pocałowałam go.
  -Oczywiście jeśli nie chcesz możemy jeszcze poczekać-wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
  Przyciągnęłam go bliżej siebie i od razu wiedziałam jak to się skończy. 



   * Opus vitae-Dzieło życia--chciałam dodać coś po łacinie.Zapewne jeszcze nie raz będą się pojawiać.



Rozdział miał się pojawić w sobotę ale że jestem chora to dodaję go dziś. Stwierdziłam że pora aby akcja zaczęła się rozkręcać. Uprzedzam że wszystko co się pojawia i co będzie się pojawiać ma swoje drugie dno.
Czytasz komentuj. :)
 
 
     

sobota, 14 maja 2016

Rozdział 8

Jace 
  Wstałem wcześnie rano.Postanowiłem że przygotuję dla Clary śniadanie w końcu dziś są jej urodziny.Chciałbym aby na zawsze polubiła ten dzień dlatego muszę zrobić wszystko aby tak się stało.
  Stałem w kuchni i kończyłem przygotowywać tacę z jedzeniem.Po wielu trudach udało mi się zrobić całkiem dobre gofry.Ułożyłem kilka na talerzu i polałem je czekoladą.Oczywiście nie mogłem zapomnieć o bitej śmietanie i truskawkach.Kiedy już wszystko było gotowe, na tacy postawiłem jeszcze sok pomarańczowy i mały wazon z różą.Wziąłem tacę i skierowałem się do jej pokoju.Otworzyłem delikatnie drzwi i wszedłem do środka.Moja ukochana wciąż spała i wyglądał przesłodko.Podszedłem do jej łóżka i odstawiłem tacę na szafce nocnej.Wyszedłem z jej pokoju i skierowałem się do swojego.Wziąłem przygotowany wcześniej ogromny bukiet róż w kształcie serca.Z bukietem wszedłem do jej pokoju.Stanąłem przy łóżku, pochyliłem się nad nią i zacząłem gładzić jej policzek.Ucałowałem delikatnie jej szyję pnąc się ku górze.W końcu dotarłem do jej ust i namiętnie pocałowałem.Poczułem jak budzi się i odwzajemnia pocałunek.
  -Zadziwiasz mnie-wymruczała odrywając się ode mnie i przyglądając się kwiatom.
  -Zasługujesz na to-usiadłem obok niej i wręczyłem kwiaty.
  -Są piękne-wyszeptała wtulając się we mnie.
  -Mam jeszcze śniadanie-wziąłem tacę i położyłem ją na jej kolanach, ona w tym czasie odłożyła bukiet na bok.
  -Mam rozumieć że sam to przygotowałeś?-spytała z dziwnym uśmieszkiem.
  -Wątpisz w moje umiejętności?-zapytałem z udawaną urazą na co się zaśmiała.
  -Oczywiście że nie.
  -No mam nadzieję-wymruczałem jej do ucha. 
  Uśmiechnęła się i zaczęła jeść, wyglądała przy tym naprawdę uroczo.Cały czas uśmiechała spod nosem, jednak wciąż jadła śniadanie.Kiedy skończyła popatrzyła na mnie, dostrzegłem w jej oczach niewielkie ote iskierko, przez chwilę miałem wrażenie że tańczą.
  -Coś nie tak?-spytałem.
  -Może się zdziwisz ale nie przepadam za goframi-miała rację zdziwiłem się tym co powiedziała.
  -Dlaczego?
  -Ponieważ moja mama kiedyś pomyliła cukier z solą-zaśmialiśmy się.
  -Naprawdę były aż tak złe?-spytałem powstrzymując się od śmiania.
  -Gorzej.Ale muszę przyznać że twoje były przepyszne-oznajmiła po czym mnie pocałowała.
    Nie mogłem się oprzeć i przyciągnąłem ją do siebie.Zrzuciłem z niej kołdrę i objąłem w tali.Błądziłem dłońmi po jej plecach.W końcu jednak musieliśmy się oderwać od siebie aby zaczerpnąć powietrza. 
  -Chyba powinnam iść się przebrać-wyszeptała wstając.
  Położyłem się na łóżku i czekałem aż wróci.Po ponad godzinie wyszła z łazienki.Miała na sobie biały puchaty ręcznik.
  -Zapomniałam rzeczy-powiedziała spoglądając na mnie przez ramię.
  Widząc moją minę wzięła szybko rzeczy i zniknęła za drzwiami łazienki.Po chwili wyszła ubrana w łososiową spódnice i bluzkę bez ramiączek w kwiaty.Do tego miała łososiową torebkę, bransoletę, kolczyki i szpilki.



  
  Kiedy już była ubrana zaczęła robić makijaż i układać włosy.Spojrzałem na zegarek i spostrzegłem że zbliża się dziesiąta.
  -Kochanie mogłabyś się troszeczkę po śpieszyć?-spytałem.
  -Już kończę-oznajmiła przewracając oczami.
  Po chwili wstała a ja razem za nią.Skierowaliśmy się do biblioteki.To co tam zobaczyliśmy zszokowało nas.Nigdzie nie było regałów z książkami.Wszędzie było porozwieszanych pełno balonów.Na suficie znajdowały się diamentowe gwiazdy i serca.Brokat znajdował się prawie wszędzie.W pomieszczeniu stało kilkanaście ogromnych wazonów z kolorowymi kwiatami.Najbardziej mnie jednak zdziwiła kryształowa rzeźba stojąca na samym środku biblioteki.Przedstawiała Clary, moją narzeczoną ale nie jako człowieka tylko anioła.Nigdy czegoś takiego nie widziałem.Rzeźba była niesamowita przedstawiała Clary stojącą i patrzącą w górę.Jej skrzydła były złożone i otulały ją.Miała ona na sobie długą suknię odsłaniającą nogę.Jak zauważyłem góra sukni miała dekolt w kształcie serca oraz ugie sięgające ziemi rękawy zaczynające się tuż przy linii obojczyka.Jej włosy opadały na ramiona i skrzydła.Na jej głowie znajdował się królewski diadem.Trudno było mi uwierzyć że to rzeźba i na dodatek wykonana z kryształu.Spojrzałem na moją narzeczoną, widziałem na jej twarzy szok a także szczęście.
  -Podoba się?-usłyszałem za sobą głos Nathaniela.
  -Jak wy tego dokonaliście przecież...-nie dał jej dokończyć.
  -Zapomniałaś byłem twoim parabatai? Dzięki temu nadal mam kontakty z aniołami-wyjaśnił.
  -Tylko sobie nie myślcie żebym pokazała się wam na żywo w anielskiej postaci bo na to nie macie co liczyć-prychnęła.
  -Nawet dla mnie?-spytałem.
  -Nawet dla ciebie, przynajmniej na razie-wychodząc z biblioteki.Razem z Nathanielem wyszliśmy tuż za nią.  


Isabell 
  Siedziałam w kuchni i spoglądałam na listę rzeczy które muszę zrobić przed przyjęciem urodzinowym Clary.Wolałabym żeby to była bardziej niespodzianka ale to raczej będzie niemożliwe głównie przez to kim jest Clary.
  -Gdzie postawić tort?-wyrwał mnie z zamyśleń głos Magnusa.
  -Zanieś go do biblioteki.Będziesz musiał wyczarować jaki niewielki stół-oznajmiłam.
  -Kiedy wy przestaniecie mnie wykorzystywać? Tylko Magnus wyczaruj to, wyczaruj tamto...Moja magia tez mam jakieś ograniczenia-wybełkotał zdenerwowany.
  -Nie rób z siebie takiej ofiary-prychnęłam.
  -Powinniście mi płacić-mruknął i wyszedł.  
  -Co się stało Magnusowi?-spytał mój mąż wchodząc.
  -Nic takiego...Ma po prostu humorki.
  -Co mu zrobiłaś?
  -Nic, naprawdę.Powiedziałam mu tylko co ma zrobić z tortem-odpowiedziałam.
  -Powinnaś odpocząć.Nie powinnaś się przemęczać-wyszeptał przytulając mnie do siebie.
  -Czuję się dobrze.Nic mi nie będzie-splotłam ręce na jego karku i delikatnie pocałowałam.Objął mnie w tali lecz nie pogłębił pocałunku.Za bardzo się martwił a czasami miała wrażenie że robi ze mnie jakąś porcelanową lalkę.
  -Ehemm...Nie chcę przerywać ale państwo Herondale i Morgenstern już przybyli-oznajmił Magnus na co się zaśmialiśmy.Jeszcze nigdy nie słyszałam z jego ust czegoś takiego.
  Jonathan złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się do biblioteki.Wchodząc zobaczyłam zdziwione miny.Wszyscy spoglądali z nie do wierzeniem na rzeźbę.Sama byłam pod wrażeniem kiedy Nathaniel mi ją pokazał.Chciał wiedzieć czy to nie zepsuje mojej wizji.Podeszliśmy do nich aby się przywitać.Byli tu moi rodzice, Alec, Nathanie, Magnus,rodzice Jace'a i rodzice mojego męża.Zdziwiłam się że nie było tu Jace'a i Clary.
  -Na jak długo przyjechaliście?-spytałam.
  -Na kilka dni-odpowiedział ojciec Jace'a.
  W tym czasie do biblioteki weszli Jace i Clary.Wyglądali na bardzo szczęśliwych a za razem zdenerwowanych.Wtedy przypomniałam sobie że ich rodzice nic nie wiedzą o zaręczynach.
  -Mamo, tato witajcie-powiedzieli razem i przywitali się z rodzicami.
  -Chcielibyśmy wam coś powiedzieć-zaczęła Clary.Jace objął ją w pasie i przytulił.
  -Oświadczyłem się Clary-na jego słowach na twarzach ich rodziców było widać szok.Celine i Elizabeth zasłoniły usta dłonią i zaczęły płakać.Sama nie byłam pewna czy to ze szczęścia.
  -Coś nie tak?-spytała Clary.
  -To łzy szczęścia.A ciebie synu to chyba nam podmienili-uśmiechnęła się Celine i przytuliła ich.
  Zaraz po niej Elizabeth, Stephen i Valentine zrobili dokładnie to samo.Widać było że są szczęśliwi a także zaskoczeni.W sumie to się im nie dziwię.Sama nigdy bym nie pomyślała że Jace będzie chciał mieć rodzinę.   


Stephen 
  Kiedy usłyszałem że mój syn się oświadczył byłem w szoku.Nigdy bym nie pomyślał że będzie w stanie coś takiego zrobić, na dodatek w tak młodym wieku.Bardzo mnie zaskoczył.Widzę jednak że to wszystko dzięki Clary.Trafił na wspaniałą dziewczynę, która jak widzę bardzo go zmieniła.Spojrzałem na Celine.Na policzkach nadal miała ślady łez.
  -Jesteśmy z ciebie dumni-powiedzieliśmy podchodząc do niego i Clary.
  -Przecież nie zrobiłem nic niezwykłego.Oświadczyłem się dziewczynie którą bardzo kocham.To raczej normalna rzecz-oznajmił z uśmiechem.
  -Nigdy nie sądziliśmy że choćby o tym pomyślisz a teraz masz narzeczoną.Zanim się obejrzysz będziesz stał przed ołtarzem-oznajmiłem.
  -Mam nadzieję że to będzie jak najszybciej-mruknął.
  Zostawiłem ich i podszedłem do Valentine', wyglądał na nieobecnego.
  -Coś cie gryzie przyjacielu?-spytałem.
  -Nadal nie mogę uwierzyć że moja mała córeczka jest już taka dorosła.
  -Ty nie możesz uwierzyć? A co ja mam powiedzieć.Mój syn podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu.Oświadczył się.Nigdy bym nie pomyślał że kiedyś dożyję tego dnia-uśmiechnąłem się i poklepałem go po ramieniu.
  -Najwyraźniej obaj kiepsko znamy swoje dzieci.Spójrz na nich.Są tacy szczęśliwi, nierozłączni i dorośli.Bardzo możliwe że za jakiś czas obaj będziemy dziadkami-oznajmił.
  -Jace nigdy nie myślał o dzieciach.Zawsze powtarzał że nigdy ich nie będzie miał a teraz...ona tak bardzo go zmienia.Nie widuję go często ale już na pierwszy rzut oka widać że wydoroślał, zmądrzał i że stał się odpowiedzialny.Pomyśleć że wystarczy tylko jedna osoba aby wywrócić całe życie do góry nogami.Obaj doskonale to wiemy.
  -To prawda.Dopiero teraz po tych wszystkich latach to widzę.Bez Elizabeth moje życie było puste mimo iż wiele razy ją odwiedzałem to wciąż brakowało mi jej bliskości.A teraz jest moją żoną, nareszcie nią jest-widziałem że mówiąc to patrzy na nią.
  -Sam nie wiem co bym zrobił bez Celine ale teraz wszystko się zmieni.Będziemy rodziną-oznajmiłem. 
   Nagle z sufitu zaczęły spadać iskierki światła.Nie wiedzieliśmy co się dzieje.Spojrzeliśmy na Clary myśląc że to jej sprawka jednak się myliliśmy.Iskierki obadały i tańczyły wokół nas w końcu jednak otoczyły rzeźbę przedstawiającą Clary.Kryształ zaczął się przemieniać w kolorowe diamenty.Cała rzeźba wyglądała o wiele piękniej niż wcześniej była bardziej prawdziwa.Po chwili na ręce Clary spadła złota koperta.Pośpiesznie ją otworzyła i zaczęła czytać.Wyglądała na zaskoczoną.
  -Coś się stało?-spytał Alec.
  -To zaproszenie dla nas wszystkich-wyszeptała.
  -Zapowiada się ciekawie dawno nie byłem w niebie-zaśmiał się Nathaniel.
  -To nie jest zabawne raczej niespotykane.Coś tu nie gra-powiedziała zmartwiona.
  -Kiedy mamy się tam zjawić?-spytałem.
  -Jutro w południe-oznajmiła.
  -Jutro będziemy się tym martwić a już zwłaszcza tym w co się ubrać.Teraz mamy świętować-powiedziała radośnie Isabell.

   

Przepraszam że rozdział tak późno.Mam nadzieję że jest wystarczająco długi.
Jak myślicie po co anioły wysłały to zaproszenie?
Liczę na komentarze.