playlista

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 11

Jonathan 
   Siedzieliśmy w milczeniu przy śniadaniu.Od wizyty w anielskim świecie minęło pięć dni.Do tej pory Clary nie może się uspokoić.Cały czas chodzi zdenerwowana, zaczynamy się o nią poważnie martwić.Wszystko zaczyna się komplikować.Na dodatek Clary została wezwana do Idisu, nie wiadomo nawet z jakiego powodu.
   -Niech ktoś coś powie bo ta cisza zaczyna mnie dobijać-mruknął Nathaniel.
   -O czym chcesz rozmawiać? Ja nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę-warknął wściekle Jace.
   -Przestańcie to nie pora na kłótnie.Trzeba coś zrobić żeby anioły zmieniły zdanie-oznajmiła Celine.
   -Wyraziły się jasno-prychnął Jace.
   -Na pewno da się coś z tym zrobić-wtrącił się Alec.
   -Nie ma się czym martwić-rzekł z uśmiechem Nathaniel.
   -Czy ty się słyszysz?-oburzyła się moja żona.
   -Oni działają pod jakimś chorym impulsem tak jak w sprawie Lucyfera.Zmienią zdanie i pozwolą na ten ślub prędzej czy później.Głównie z obawy że Clary może się zbuntować, stać się upadłą i ich wszystkich wymordować.Oczywiście to tylko mały szczegół który zawsze omijają-oznajmił ze skwaszoną miną Nathaniel.
  -Tak z ciekawości co by się stało gdyby jednak stała się upadłą?-spytał mój ojciec.
   Mina Nathaniela od razu się zmieniła.Wyglądał jakby w ogóle to pytanie go nie zdziwiło.
  -Szczerze? Nie wiem i nie chcę wiedzieć-odpowiedział.
  -Czyli nie ma się o co martwić?-spytała Elizabeth.
  -Zawsze jest się czym martwić-wtrącił się Magnus.
  Nie miałem ochoty już ich słuchać, wstałem i poszedłem do sypialni.Położyłem się na łóżku.Po kilku minutach do pokoju weszła moja żona.
  -Co powiesz na spacer?-spytała.
  -Z tobą zawsze.
  Wyszliśmy z instytutu i skierowaliśmy się do parku.Mijaliśmy jedną z uliczek kiedy usłyszeliśmy krzyk.Od razu poszliśmy w tamtym kierunku.Zobaczyliśmy leżącą na ziemi dziewczynę.Miała na sobie czarny poszarpany płaszcz.Widać było że jest Nocnym Łowcą.Pobiegliśmy do niej.Na szczęście żyła i była przytomna.
  -Kim jesteś?-spytałem.
  -Narywam się Bella Branwell-wybełkotała ledwo.
  -Zabierzemy cię do instytutu-oznajmiła moja żona.
  Pomogliśmy dziewczynie wstać i ruszyliśmy w kierunku instytutu.


Clary 
   Szłam w kierunku Sali Anioła.Ciągle byłam zdenerwowana a także miałam jakieś dziwne wrażenie że coś się wydarzy.Nie byłam jednak pewna co.Nie mówiłam tego reszcie ale od kąt wróciliśmy mam wrażenie jakby ktoś odbierał mi moc.Czytałam o jakiejś anielskiej więzi dzięki której można pozbawiać anioła części mocy ale myślałam że to może mi się przytrafić.Chociaż po tym jak straciłam panowanie nad sobą to się nie dziwię.Dotarłam w końcu do Sali Anioła.
  -Cześć Hodge.
  -Witaj Clary co ty tu robisz?-spytał zaskoczony moim widokiem.
  -Dostałam ognistą wiadomość.Miałam się zjawić więc jestem-odpowiedziałem.
  -Wiedziałbym gdyby cię ktoś wezwał.To musi być jakieś nieporozumienie-kiedy to usłyszałam od razu wiedziałam że to jakaś pułapka.
  Bez żadnej odpowiedzi wybiegłam z sali.Miałam bardzo złe przeczucia.Postanowiłam pobiec skrótami aby jak najszybciej wrócić.Jednak nie było mi to dane.Poczułam jak ktoś mnie szarpie.Uderzyłam o ścianę w jakimś zaułku.Spojrzałam na chłopaka który mnie trzymał.To był...Rayan?Trzymał mój nadgarstek tak abym nie uciekła.Jego dotyk mnie palił.
  -Czego chcesz?-syknęła.
  Nic mi nie odpowiedział, zaczął gładzić mój policzek.Syknęłam z bólu mimo wszystko.Zdałam sobie sprawę że jego dotyk działa na mnie podobnie jak przeklęty metal.Ucieszył mnie fakt że przeklęty metal nie może mnie zabić.
  -Czego ode mnie chcesz?-ponowiłam swoje pytanie.
  -Czy to aby nie oczywiste? Chcę ciebie-wyszeptał tuż przy moim uchu.
  Miałam ochotę go zabić.Wyrwałam się z jego uścisku i zadałam mu mocny cios w brzuch.Teraz liczyła się dla mnie każda sekunda.Nie patrząc na nic szybko otworzyłam portal.


 Nathaniel 
   Siedzieliśmy wszyscy w bibliotece.Gdy nagle drzwi gwałtownie się otworzyły.Weszli przez nie Isabell, Jonathan i jakaś dziewczyna.Miałem wrażenie że skądś ją znam.Nagle mnie olśniło to była Bella.Napotkałem jej spojrzenie.Zaczęła szeptać jakieś słowa.Nim zdążyłem jak kol wiek zareagować z podłogi wyłoniły się łańcuchy i nas wszystkich unieruchomiły.
   -Daliście się podejść jak dzieci-prychnęła z uśmiechem podchodząc w naszym kierunku.
   -Bella.Nie sądziłem że ktoś taki jak ty może mieć takie szczęście-warknąłem.
   -Też tęskniłam-mruknęła niezadowolona.
   -Ktoś mi wyjaśni co się tu dzieje?-zapytał zdenerwowany Jonathan.
   -Nie sądzę.A ty jak sądzisz Nathanielku-na jej słowa zrobiło mi się niedobrze.
   -Czego chcesz?-syknąłem.
   -Chcę wielu rzeczy takich jak zemsta czy kielich anioła-powiedziała z przesadzoną słodyczą w głosie.
   -Jak przeżyłaś?-spytałem.
   -A ty jak przeżyłeś? Dzięki Jocelyn.Uwolniła mnie-oznajmiła.
   -Czego od nas chcesz?-spytał Stephen.
   -Chcę się zabawić-kiedy to mówiła za nią zaczął tworzyć się portal.
   Miałem ogromną nadzieję że to Clary.Tylko ona może zrobić coś z tą wariatką.Niestety się pomyliłem.Z portalu wypełzły demony.Jeden z nich trzymał bicz.Od razu wiedziałem że to się źle skończy.Bella chwyciła bicz i podeszła do Jace'a.
   -Jestem ciekawa czy jak oszpecę ci tę piękną buźkę to czy nadal będzie cie chciała-oznajmiła trzymając jego podbródek.
   Odsunęła się od niego i zamachnęła się.Po chwili usłyszeliśmy krzyk Jace'a.Próbowaliśmy się uwolnić ale łańcuchy nam to uniemożliwiały.Spojrzałem na niego z jego twarzy ciekła strumieniami szkarłatna krew.Bella tylko stała i się uśmiechała.Następnie podeszła d Isabell.
   -Zostaw ją nie widzisz że jest w ciąży-krzyczał Jonathan.Widziałem w jego oczach łzy.
   -Co z tego że jest w ciąży? Dwa bachory mniej-rzekła po czym się zamachnęła.
   -Nie-krzyczeliśmy ale to nic nie dało.
  Isabell zaczęła krzyczeć i płakać.Jej łańcuchy się trochę poluzowały i upadła na ziemię.Jej bluzka zaczęła przybierać kolor krwi.Nasze starania uwalniania się nic nie dały.
    -Brać ich-rozkazała.
  Po chwili demony rzuciły się na nas.Nie mieliśmy żadnych szans.Bez broni, bez jakiej kol wiek możliwości ruszenia się.Ból był nie do zniesienia.Demony pluły na nas i drapały pazurami.Czułem jak po moim ciele spływa krew.Bałem się że to już koniec.Nie chciałem tak umrzeć, nie w taki sposób.Próbowałem się szarpać ale to nic nie dało.Moje oczy zaczynały się zamykać.Spojrzałem na pozostałych.Jace i Isabell byli w najgorszym stanie.Wszyscy mieliśmy poszarpane ubrania.Byliśmy zalani własną krwią.Demony nie przestawały atakować.
  -Szkoda że Clary nie zobaczy jak umieracie-zrobiła smutną minę.
  -Nie licz na to-usłyszałem głos ale nie wiedziałem do kogo należy.
  Nagle poczułem dziwną falę energii i krzyk.Łańcuchy rozpadły się pod wpływem tej siły.Upadliśmy bezwładnie na podłogę.Jedyne co zobaczyłem to jak jakimś dziwnym sposobem demony rozpadają się a Bella wybada przez ogromne okna, rozbijając je przy tym.Ból się nasilał.Mimo iż nie chciałem moje oczy się zamknęły.
   


Strasznie mało komentujecie :(
Jak myślicie co się stanie?
 Czy przeżyją?
Co się stanie z dziećmi Isabell i Jonathana?
Czytasz zostaw po sobie ślad.
  

5 komentarzy:

  1. Cudo czekam next ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Coo?! W takim momencie?! Dodaj szybko bo nie wytrzymam z ciekawosci;) Pozdrawiam i zycze weny.
    Clarissa Fairchild

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny <3 <3 Isabelle nie może stracić dzieci!!! I Jace... Niech nic mu się nie stanie. tak jak i pozostałym <3 <3 Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. O niee tylko nie isabelle nie może ich stracić!! Rozdział boski ❤ czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. co nie IZ dzieci muszą życ!!!! czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń