playlista

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 18

Elizabeth
     Siedziałam w celi.Minęły już dwa tygodnie od kąt to wszystko się zaczęło.Nie wiedziałam kto mnie porwał.Tak jakby ktoś chciał to wszystko ukryć. Nie martwiłam się o mój stan.Bardziej interesowało mnie co się dzieje z moją córką.Nagle usłyszałam czyjeś kroki.Przez cały czas tylko demony przychodziły zobaczyć co zemną.Lecz teraz byłam pewna że to nie demon.Doczołgałam się do stalowych krat by zobaczyć kto to.Zdziwiłam się widząc chłopaka.Wyglądał jakby był w wieku mojej Clary.
    -Kim jesteś?-spytałam.Byłam strasznie obolała i ledwo mogłam mówić.
    -Jestem Nathaniel-odrzekł z dziwnym spokojem w głosie.
    -Czego chcesz?-warknęłam.
    -Dziwię się że mnie pani nie zna.Myślałem że Clary o mnie wspominała-na jego słowa przeraziłam się.
    -Skąd znasz moją córkę?
    -Tak wiele pytań a tak mało odpowiedzi.Nikt nie zna jej tak dobrze jak ja.Znam ją od dawna była moją parabatai.
    -To niemożliwe.Kłamiesz-krzyknęłam.
    -Jest pani tego taka pewna?-zapytał z zadziornym uśmiechem.
    -Czego odemnie chcesz?
    -Chce Clary i niebawem ją dostanę żywą lub martwą.Myślała pani co cię stanie gdy wszyscy poznają prawdę.Oni znienawidzą ją za te wszystkie kłamstwa.Kogo o to będzie obwiniać oczywiście was.Jej kochani rodzice zniszczą jej związek i przyjaźń-kiedy to powiedział wiedziałam że nie kłamie.
    Nie zastanawiając się co robię.Chwyciłam za jego koszulkę i wyciągnęłam mu miecz.Zamachnęłam się mieczem i pozbawiłam go przytomności.Wyciągnęłam z jego kieszeni stelę i otworzyłam drzwi celi.Byłam wykończona wiedziałam jednak że Clary grozi niebezpieczeństwo.Zaczęłam iść korytarzami podpierając się ściany.Wszędzie było pełno demonów więc musiałam uważać.W końcu znalazłam jakieś pomieszczenie.Okazało się że znajdował się tam portal.
    -Wybierasz się gdzieś?-usłyszałam za sobą głos chłopaka.Rzucił we mnie sztyletem.Nie udało mi się zrobić uniku.Sztylet przeciął mi policzek.Wiedziałam że nie będę w stanie z nim walczyć dlatego ostatkiem sił wskoczyłam do portalu.
    
Jace
    Po szybkim prysznicu skierowałem się do kuchni.Od razu poczułem cudowny zapach.Zobaczyłem Clary która przygotowywała dla nas amerykańskie naleśniki.Wyglądały pięknie.Były polane syropem klonowym do tego truskawki,maliny i borówki.

 Podszedłem do niej i pocałowałem w policzek.
    -Wyglądają smakowicie-wyszeptałem jej do ucha.
    -Jeszcze lepiej smakują-powiedziała po czym ukroiła kawałek naleśnika i nakarmiła mnie jak małe dziecko.
    -Nie wiedziałem że tak świetnie gotujesz.Teraz przynajmniej jak Maryse wyjedzie to będzie miał kto gotować-na moje słowa walnęła mnie w ramię.Usiedliśmy przy niewielkim stoliku który stoi w kuchni i zaczęliśmy jeść.
    -To najlepsze naleśniki jakie w życiu jadłem-oznajmiłem.
    -Cieszę się ze ci smakują-powiedziała usmiechając się do mnie.
Po jakimś czasie do kuchni przyszli Alec,Jonathan,Maryse i Hodge.Gdy zobaczyli naleśniki od razu chcieli ich spróbować.
    -To jest przepyszne-powiedzieli chórem.Na co się roześmiałem.
    -Szkoda że Izzy nie będzie mogła tego spróbować-powiedział Jonathan.Dopiero wtedy się zorientowałem się że zjedli wszystkie naleśniki.
   -Zaraz,zaraz te naleśniki były dla mnie i dla mojej dziewczyny a wy zjedliście je wszystkie nie pytając nas o zdanie-na moje słowa wszyscy wybuchli śmiechem.
   -Nie martw się kochanie przecież mogę ich zrobić więcej-rzekła Clary całując mnie w policzek.
   Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi instytutu.Maryse już miała wstać kiedy usłyszeliśmy krzyk Isabell.Od razu pobiegliśmy do głównych drzwi.Kiedy tam dotarliśmy stanęliśmy jak wryci.Zobaczyłem jak Izzy podtrzymuje jakąś kobietę.Nie wiedziałem kto to.Kobieta miała zraniony policzek.Pełno siniaków i ran.
  -Mamo-usłyszałem krzyk mojej dziewczyny.Po chwili zobaczyłem jak podbiega do kobiety.
Clary od razu ją przytuliła.Widziałem jak obie płaczą.Maryse i Hodge podeszli go nich.Hodge wziął matkę Clary na ręce.
  -Trzeba ją zanieść do izby chorych i zawiadomić Magnusa niech jak najszybciej się tu zjawi.Jonathanie zawiadom także twojego ojca niech zjawi się jeszcze dziś-rzekł Hodge i zaczął nieść kobietę na górę.Clary i Maryse podążyły za nim.
   Po piętnastu minutach zjawił się Magnus.Clary była załamana ale widziałem że cieszy się że jej matka żyje.Siedzieliśmy teraz wszyscy przy sali chorych.Magnus nie pozwolił nikomu wejść do środka.Wszyscy się niecierpliwiliśmy.
   Po dwóch godzinach zjawił się Valentine.
   -Co z nią?-spytał podchodząc do nas.
   -Jeszcze nic nie wiadomo Magnus nadal ją bada-oznajmiła Maryse.
   -Co się właściwie stało?-spytał z troską co mnie zdziwiło.
   -Usłyszałam dzwonek i poszłam otworzyć drzwi.Zobaczyłam ją ledwo stojącą na nogach.Nie mam pojęcia jak się tu dostała-powiedziała Izzy.
   Siedzieliśmy przy sali chorych kolejną godzinę.Izzy siedziała wtulona w Jonathana a Clary we mnie.Natomiast Valentine chodził zdenerwowany.W końcu drzwi się otworzyły i wyszedł Magnus.Clary od razu wstała.
   -Co z nią?-spytała ze łzami w oczach.
   -Udało mi się ją wyleczyć.Teraz śpi musi dużo odpoczywać.Możecie do niej iść ale pojedynczo-oznajmił.
Clary już chciał wchodzić kiedy Valentine złapał jej rękę zatrzymując ją.
    -Ja przy niej posiedzę a wy odpocznijcie-oznajmił.Clary tylko przytaknęła.
Nikt z nas nie miał ochoty na odpoczynek.Postanowiliśmy iść do biblioteki i tam porozmawiać o tym co się wydarzyło.

wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 17

Clary
    Obudziłam się dość wcześnie rano.Minęło już dwa tygodnie od zaginięcia mamy.Mam dość czekania aż Magnus ją znajdzie.A no właśnie Magnus,chciałam żeby się dowiedział ale teraz kiedy mnie widzi mam wrażenie jakby się mnie bał.Obawiam się jak zareaguje reszta.Chciałam już wstać kiedy poczułam silne ramię Jace'a obejmujące mnie w tali.Zapomniałam że przyszedł do mnie w nocy by zobaczyć czy śpię,zupełnie jak co noc.Delikatnie wydostałam się z jego objęć.Spojrzałam na niego po czym poszłam do łazienki.Zrobiłam poranną toaletę po czym ubrałam luźną,asymetryczną jasno różową sukienkę na ramiączka.Do tego dobrałam beżowe sandałki na platformie,kolczyki w kształcie róż i pierścionek.Kiedy wyszłam zobaczyłam nadal śpiącego Jace'a.Usiadłam przy toaletce i zaczęłam robić delikatny makijaż.Paznokcie pomalowałam w czterech odcieniach różu.Spryskałam się delikatnie perfumami.
 
 -Bez makijażu wyglądasz równie pięknie-usłyszałam za sobą zaspany głos mojego chłopaka.
 -Dzień dobry-odpowiedziałam po czym wstałam u położyłam się na łóżku.Głowę podpierając ręką.
 -Czemu tak wcześnie wstałaś jest dopiero po piątej?-spytał nadal zaspanym głosem.
 -A ty czemu nadal nie śpisz?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
 -Usłyszałem jak wychodzisz z łazienki.Ja już odpowiedziałem teraz ty.
 -Nie mogę spać.Za bardzo martwię się o mamę-kiedy to odpowiedziałam podniósł się na łokciach i usiadł na poduszkach.Poszłam w jego ślady i po chwili siedzieliśmy przytuleni do siebie.Pocałował mnie w czoła i przytulił do siebie jeszcze mocniej.
 -Nie tylko o nią prawda.Martwisz się też o niego-wyszeptał.Słyszałam w jego głosie smutek tak jakby bał się że go zostawię. 
 -Kocham cię-powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.Zdałam sobie sprawę że jeszcze mu tego nie mówiłam.W pierwszej chwili wyglądał na oszołomionego ale nie trwało to długo.
 -Ja też cie kocham-rzekł z wielkim uśmiechem na twarzy.Przyciągnął mnie do siebie bliżej i namiętnie pocałował.Z każdą chwilą nasz oddech był coraz cięższy.Nasze pocałunki z każdą chwilą rosły na sile.W końcu Jace przyciągnął mnie tak że siedziałam na nim.Po chwili oderwaliśmy się od siebie aby złapać oddech.Dotknęłam jego twarzy,nasze czoła się stykały.
 -Zależy mi na tobie.To że Nathaniel żyje nic między nami nie zmieni.Wiem że przez te dwa tygodnie moje zachowanie nie było najlepsze w stosunku do ciebie.Po prostu zawsze byłam zdana na siebie.Mimo że zawsze mogłam porozmawiać z mamą to i tak zawsze problemy rozwiązywałam sama by nikogo nie narażać-wyszeptałam.
 -Rozumie że mogłaś mieć trudne życie ale nie odtrącaj mnie przez to.Twoje cierpienie jest moim cierpieniem-gdy to powiedział pochyliłam się i znowu go pocałowałam.
 -Dziękuję-rzekłam.
 -Za co?-zapytał.
 -Za to że jesteś-oznajmiłam po czym uśmiechnął się do mnie i pocałował  w skroń.
 -Nie wiem jak ty ale ja jestem głodny.
 -To ty idź się przebrać a ja w tym czasie przygotuję nam śniadanie.
 -Mam nadzieję że gotujesz lepiej niż Izzy.
 -Sam musisz to ocenić-powiedziałam wstając z łóżka.
Po chwili wstał również Jace.Wyszliśmy z mojego pokoju.Ja skierowałam się do kuchni a mój chłopak do swojego pokoju.

 Przepraszam że rozdział taki krótki ale miałam mało czasu.